Piłką nożną zwłaszcza w wydaniu klubowym przestałem się interesować po wyjściu na jaw sprawy Fryzjera i afery z ustawianiem meczów. To była kropla goryczy, która przelała czarę, choć proces dewaluacji tej dyscypliny ale i również całości sportu zawodowego przebiegał od wielu, wielu lat i był związany z jego odchodzeniem od idei hrabiego Pierra de Cubertina, czyli po prostu jego uzawodowieniem.
Okołosportowy biznes, ogromne pieniądze, interesy grup i korporacji sportowych w końcu korupcja i afery dopingowe to obraz scalania się pasożyta i żywiciela w jedną masę.
Mówią ,że to duch czasów, któremu trzeba się poddać, choć dla mnie milszy wydawał się okres gdy kluby miały duszę (historię, własną historyczną nazwę i związanych z nimi emocjonalnie, często na stałe, zawodników), gdy drużyny narodowe składały się z najlepszych reprezentantów danego kraju a nie tych hurtowo pozyskiwanych gdzieś na odległych lądach z dopiero co przyznanym paszportem , często bez znajomości języka hymnu, czy kultury narodu który reprezentują.
Tak samo o wiele więcej skojarzeń i sentymentu wywołuje u mnie upadający klub Czarni Lwów niż koszykarskie świetności Anwil , Zepter czy Prokom, których nazwę w zależności od sezonu i uzgodnień może przybierać raz po raz inny team.
Relatywizm. Sezonowi zawodnicy, trenerzy w końcu nazwy klubów. Coraz bardziej wszystko staje się względne płytkie bez historycznej i narodowej kontynuacji.
Wpadający na metę w biało-czerwonej koszulce kolarz grupy Lang team coś tam ani w połowie nie wywołuje u mnie takich wzruszeń jak dawniej wywoływało zdobycie przez naszego zawodnika choćby tylko górskiej premii w Wyścigu Pokoju.
I na koniec polityka drenowania klubów z gwiazd i talentów przez europejskich molochów, sportowe kombinaty, gdzie dobrze opłacani pełnią rolę zawodników pierwszej, drugiej czy trzeciej rezerwy.
Daje to możliwość kontroli w ich późniejszej dystrybucji do konkurencyjnych klubów.
To w sporcie nie podoba mi się, choć wiem, że rynek, że ekonomia , że prawa pracy, że biznes , nowoczesność czy marketing. Jest produkt do którego trzeba dostosować
odbiorcę. Więc najbardziej pożądane są plastyczne masy z których można w szybki sposób ulepić kibica - konsumenta. Moja plastyczność jest niestety ograniczona.
Choć piszę o sporcie myślę szerzej o kulturze, show biznesie, polityce.
Gdy Jarosław Makowski w wywiadzie dla Rzeczpospolitej za chwalebne uznaje budowę partii apolitycznej , kombinatu, który drenuje świat polityczny z wszelkich ekspertów, głosów krytycznych czy talentów mogących grać w przeciwnej drużynie i oferując im stanowiska za milczenie, to myślę, że robi się niebezpiecznie.
Moment kiedy mechanizm zaskoczy stając się swoistym samograjem jest bliski. "Skupywanie" talentów z prawa czy lewa, sadzanie ich na ławce rezerwowych za godziwe pieniądze powoduje, iż nie wyrośnie nam konkurencja do władzy i pieniędzy.
Do tego potrzebna jest apolityczność kombinatu, którego jedynym celem jest trwanie i zapewnianie sobie środków na utrzymanie wszystkich tych, których trzeba wyżywić, a którzy pozostawieni z boku mogliby podgryzać kolosa. Potrzebna jest oczywiście ciągła czujność i przeglądanie się tym którzy krytykują . Czy można ich kupić , za ile czy lepiej zastraszyć?